„Dzień z życia koniarzy"
Pewnego dnia pojechałam do siostry. Było późne popołudnie, gdy nagle ze stajni dobiegł dziwny hałas. Pobiegłam sprawdzić, co się stało. Gdy tam weszłam, wszystko wydawało się w porządku. Nagle usłyszałam czyjś głos. Rozejrzałam się, ale nikogo nie było. Ten sam odgłos znów się odezwał. Nadal nie wiedziałam do kogo należy. W tej chwili dziwny dźwięk powrócił i już wiedziałam, że to Chaber – mój ulubiony koń. Złapał mnie za rękaw bluzy i zaczął mocno ciągnąć. Najpierw nie wiedziałam o co mu chodzi. Zdziwiłam się. Wtem, zza rogu stajni, wyskoczył dziwnie ubrany mężczyzna. Niestety nie widziałam jego twarzy, bo miał kominiarkę. Wypuścił dwa ulubione konie mojej siostry: Gonzę i Dianę! Potem uciekł. Wybiegłam ze stajni, ale ani koni, ani jego już nie było. Pobiegłam szybko do domu i wyjaśniłam wszystko siostrze. Zdenerwowałam się. Szybko poszłyśmy po siodła, by wyruszyć na poszukiwanie. Gdy konie były gotowe, pojechałam w stronę zatoki, a Monika w stronę miasta. Gdy straciłam siostrę z pola widzenia, wszystko się skomplikowało. Mój koń Chaber zachowywał się bardzo dziwnie. Zaczął galopować, nie mogłam go uspokoić. Musiałam po prostu mocno się trzymać. Po dziesięciu minutach staliśmy przed starym magazynem. Chciałam zawrócić, ale mój rumak mi na to nie pozwolił. Weszłam do środka. Zobaczyłam tam Gonzę i Dianę. Wokoło nikogo nie było. Podeszłam więc do klaczy i uwolniłam je. Wspólnie we czwórkę wróciliśmy do domu. Monika już tam była. Straciła całą nadzieję na odnalezienie koni. Lecz gdy usłyszała charakterystyczne rżenie dobiegające od bramy, wybiegła ma dwór. Zobaczyła swoje cudowne klaczki. Bardzo się cieszyła. Wraz z Moniką odprowadziłam konie do stajni, a potem poszłyśmy na kolację. Tak skończyła się ta tajemnicza historia...
Autor: Chaberowelove