Pokaz pierwszej pomocy przedmedycznej

Pokaz pierwszej pomocy przedmedycznej

W dniach 9 i 11 kwietnia 2024 roku uczniowie klas 2a, 2c, 3b, 6a, 6c i 7a uczestniczyli w szkoleniu dotyczącym udzielani...

Konkurs plastyczny „Żyj zdrowo i kolorowo”

Konkurs plastyczny „Żyj zdrowo i kolorowo”

W czwartek, 11 kwietnia 2024 roku, w ramach Tygodnia Zdrowia podsumowano szkolny konkurs plastyczny „Żyj zdrowo i koloro...

Wyobraźnia w pudełkach

Wyobraźnia w pudełkach

W dniu 9 kwietnia 2024 roku nastąpiło rozstrzygnięcie konkursu czytelniczo – plastycznego KSIĄŻKA W PUDEŁKU. Zadaniem uc...

Aby zdobyć wielkość, człowiek musi tworzyć, a nie odtwarzać.
Antoine de Saint-Exupéry


Drodzy Uczniowie!
Przed Wami otwiera się literacki blog, na którym macie możliwość zamieszczania swojej twórczości! Czekamy na Wasze wiersze, aforyzmy, opowiadania, felietony, reportaże, eseje... Pragniemy, by ten blog dał Wam możliwość wyrażania siebie! Zdajemy sobie sprawę, że wielu uczniów pisze, ale często brakuje im odwagi, by komuś pokazać to, co stworzyli. Na naszym blogu możecie to zrobić, także anonimowo!


Zanim zdecydujecie się jednak na zamieszczenie swoich utworów, przeczytajcie poniższe informacje:

  1. Opiekunem – moderatorem bloga jest nauczyciel języka polskiego, pani Ewelina Majewska, do której zgłaszacie się, gdy chcecie opublikować utwór. Możecie także wysłać swoje utwory do opiekuna na adres e-mailowy: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. (preferowana forma! :-))
  2. Przekaz e-mailowy jest o tyle lepszy, ponieważ daje możliwość nawiązania rozmowy na temat wysłanych tekstów przed ich ostatecznym zamieszczeniem na blogu.
  3. To Wy decydujecie, czy utwór ma być podpisany imieniem i nazwiskiem, czy może pseudonimem.
  4. Wszyscy czytelnicy mogą oceniać utwory, klikając na wybraną przez siebie ocenę. Średnia ocena zawsze będzie wyświetlana pod Waszym tekstem.
  5. Pamiętajcie, że utwory nie mogą zawierać wulgaryzmów, nie mogą także nikogo obrażać.
  6. Decyzję o umieszczeniu utworu na blogu podejmuje moderator. Może on umieścić utwór od razu, odesłać go do ucznia z prośbą o dokonanie poprawek, np. graficznych, nie umieścić go na blogu, jednak przekazuje on wtedy autorowi powód odmowy publikacji.
  7. Utwory zamieszczane będą na blogu kolejno, tj. najnowszy tekst będzie wyświetlał się zawsze jako pierwszy.

Pragniemy, by za sprawą Waszych utworów, ten blog stał się miejscem wyjątkowym, do którego zaglądać będą wszyscy. Czekamy zatem na Was i Waszą twórczość!

a Wasze utwory prezentujemy poniżej...

 

 


 

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Prolog.

Był dwudziesty trzeci listopada. Od samego rana zbierało się na burzę. Wstałam, jak gdyby nigdy nic i wyjrzałam przez okno. Ciemne chmury zbierały się na niebie i choć był poranek, musiałam zapalić lampkę, aby dobrze rozejrzeć się po pokoju. Potem wykonałam rutynowe czynności. Umyłam twarz, zjadłam śniadanie, ubrałam się i wyszłam na spacer z Neymą. Dwuletnią suczką rasy husky. Dostałam ją od swojego przyjaciela Alexa na czternaste urodziny. Wiedział, że uwielbiam tę rasę i przekonał moich rodziców. Pamiętam jak przyszedł na przyjęcie, a w pudełku niósł sześciotygodniowe cudo.

Pogoda wcale mnie nie odstraszyła, mimo to cały czas trzymałam się blisko domu, spodziewając się deszczu. Zerwał się silny wiatr, który rzucał moimi włosami na wszystkie strony. Uznałam, że nie ma sensu dalej spacerować, ryzykując chorobą i wróciłam do domu. Kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi, na dworze rozpętało się piekło. Wiatr przechodził przez szpary w drzwiach i wydawał dziwne świszczące dźwięki. Przez szybę nie widziałam nic. Deszcz skutecznie zasłaniała widok, na ulicę i podwórze. Postanowiłam zrobić porządek w półce z pamiątkami. Przechowywałam tam najważniejsze rzeczy, które gromadziłam od wczesnego dzieciństwa ( włączając w to pierwsze wypadnięte zęby, opaskę ze szpitala, czy zdjęcia z wakacji). Pierwsza wyleciała koperta, którą zrobiłam kiedyś z niebieskiego papieru.

Razem z Alexem uznaliśmy, że będzie to najlepsze miejsce do przechowywania naszych liścików ( nie tylko tych z lekcji). Alex mieszkał naprzeciwko mnie i kiedyś przewiązaliśmy między naszymi domami linę do której doczepiliśmy koszyczek. Często w ten sposób przesyłaliśmy sobie wiadomości. Z zaciekawieniem otworzyłam pierwszy liścik, był z przed siedmiu lat:

– Wiesz, że Marcie chciała się ze mną omówić ?

- Naprawdę? Nie mogę uwierzyć, że taka fajna dziewczyna chciała się z TOBĄ spotkać. Mi wystarczy, że jestem zmuszona mieszkać koło ciebie. P.S. Czy ty wiesz ile robisz błędów? Nic dziwnego, że panna Kier tak cię nie znosi.

- Wcale nie robię błędów! Po za tym, TY jakoś mnie znosisz na co dzień i żyjesz.

- Ty naprawdę ją lubisz?

- Tak, wydaje się całkiem fajna, a ty, kogo lubisz?

- Na pewno nie Ciebie.

- Akurat! Jesteś zazdrosna!

- Wcale nie jestem „ zazdrosna”. Ja muszę iść już spać. Dobranoc. P.P.S. Na urodziny dostaniesz ode mnie słownik ortograficzny.

- Jasne, dobranoc.

Zaśmiałam się na tamto wspomnienie. Alex, był idealny pod wieloma względami, ale jeżeli chodzi o ortografię już na zawsze pozostanie beztalenciem.

Kochałam się w Aleksie już od pierwszej klasy byłam przekonana, że ja również nigdy nie byłam mu obojętna. Był zupełnie inny od reszty chłopaków... ni, nie zawsze. Nasze relacje przypominały bardziej więź między „ siostrą i bratem”, a nie „dziewczyną i chłopakiem”. Właściwie sama nie wiedziałam już ,w jaki sposób go kocham. Trzymaliśmy się raczej na uboczu, dlatego nie znałam zbyt wielu chłopaków w moim wieku ( koleżanek zresztą też nie). Z nim było podobnie. Sami potrafiliśmy się o siebie zatroszczyć. Już od pierwszego dnia szkoły staliśmy się nie rozłączni. Siedzieliśmy ze sobą na wszystkich przedmiotach. Razem jeździliśmy do szkoły i razem z niej wracaliśmy. W nasze urodziny, nigdy nie zapraszaliśmy rówieśników. Byliśmy odludkami na tle społeczeństwa, ale nawet szepty i śmiechy nie były w stanie nas zmienić. Wyciągnęłam kolejną karteczkę, ta była sprzed roku:

-Jezu, moja mama mnie zabije!

- Spokojnie, może nie będzie tak źle. Prawdopodobnie cię uziemi na jakiś czas i tyle. Dlaczego właściwie go pobiłeś?

- Nie ważne...

- Mnie chyba możesz powiedzieć, prawda? P.S. Gdzie zgubiłeś słownik, który ci kupiłam?

- Nabijał się z ciebie, musiałem mu przyłożyć.

- Więc, zrobiłeś to żeby mnie bronić?

- Nie jaraj się tak, jeszcze nie wiesz jak okropnie spuchło mi oko. Nie będziesz się tak rozczulać, gdy trzeba będzie smarować je maścią.

- Nie licz na mnie, po za tym dostaniesz szlaban i nie będziemy mogli się spotykać.

- Ha, ha, ha, dzięki wiedziałem, że zawsze mi pomożesz.

- Spoczko. Okey zabieram się do lekcji. Napisz, czy dostałeś szlaban. Papa.

- Okey, papa.”

Na to wspomnienie, nie mogłam powstrzymać śmiechu. Przypomniałam sobie Alexa, który przez bite dwa tygodnie paradował z opaską na oku. Po tym czasie mógł już ją ściągnąć, ale to wcale nie pomogło, bo jego śliwa, była tak ogromna, że zakrywała prawie połowę twarzy. Chodził z nieszczęśliwą miną, ale nikt od tamtego czasu nie odważył się powiedzieć na mnie złego słowa. Christian-chłopak, który mnie obraził, wyglądał o wiele gorzej. Miał złamany nos, podbite oboje oczu i rozciętą wargę. Dyrektorka nie chciała słuchać ich wyjaśnień, tylko od razu zawiesiła ich w prawach ucznia na pół roku. Mimo, iż uważałam, że to, co zrobił było głupie, zaimponował mi wtedy. Troszczył się o mnie, robił to od samego początku.

Zostawiłam sprzątanie szuflady, tylko delikatnie włożyłam do niej chaotycznie porozrzucane pocztówki. Zastanawiałam się, co mogłabym zrobić. Na dworze wcale się nie rozjaśniało, a Alex wyjechał odwiedzić ciocię. Dzisiaj w nocy miał wrócić, więc umówiliśmy się jutro u niego. Do końca dnia snułam się po domu jak cień, owinięta w kocyk. Wypiłam chyba z cztery kubki gorącej czekolady, aż w końcu rozbolał mnie brzuch i postanowiłam się położyć. Zasnęłam stosunkowo szybko. Obudził mnie dźwięk telefonu. Zerknęłam na zegarek. Było parę minut po drugiej w nocy. Kto mógł dzwonić o tak późnej porze? Przetarłam zaspane oczy i spojrzałam na wyświetlacz telefonu „Mama Alexa”. Odebrałam.

- Bri? – spytała niepewnym głosem osoba po drugiej stronie telefonu.

- Tak, to ja pani Stone, co się stało?- spytałam przestraszona, w tym czasie mama weszła do mnie do pokoju i zapaliła światło. Przyglądała się teraz z niepokojem mojej pobladłej twarzy.

- Mieliśmy wypadek. Nie wiadomo, czy Alex przeżyje. Proszę, przyjedź do szpitala.- Głos mówił szybko, ale bardzo niepewnie. Wyczuwałam, że cały czas płacze. Poczułam jak po moich policzkach spływają łzy. Ręce trzęsły mi się bardziej, niż przed sprawdzianem z matematyki. Jak to „ nie wiadomo, czy przeżyje”? Dla mnie było jasne, że nic mu nie będzie. Pewnie to tylko drobna stłuczka, a Alexa jutro wypiszą ze szpitala. Tak, pani Stone ma skłonności do przesady, prawda?

- Już jadę.-zdążyłam wydusić z siebie, zanim moje ciało na dobre zaczęło trząść się ze strachu. Wyrzucałam z siebie słowa z niespotykaną jak dotąd u mnie prędkością. Rzucałam rzeczami po pokoju. Nie przebrałam się nawet z piżamy, tylko od razu zarzuciłam kurtkę i wyszłam z domu. Mama wybiegła tuż za mną. Usiadła za kierownicą, a aj zajęłam miejsce pasażera. Tata miał spakować kilka rzeczy i do nas dołączyć. W jej oczach widziałam łzy.

- Nie płacz.- powiedziałam stanowczo. Nie było powodu do płaczu. Aleksowi nic nie będzie.

Gdy tylko dotarłyśmy do szpitala, biegiem rzuciłam się wt kierunku głównego wejścia. Nie patrzałam na drogę. Przecięłam ją, a jedno auto prawie mnie potrąciło. Usłyszałam głośne trąbienie, ale nie zatrzymując się, biegłam dalej. Mama została daleko za mną. Pewnie nadal szukała miejsca na parkingu. Zdyszana dobiegłam do recepcji.

- Alex Stone.- wysapałam. Po drugiej stronie blatu na drewnianym krześle, siedziała ładna blondynka. Na zmęczonej twarzy momentalnie pojawiło się coś w rodzaju współczucia, kiedy przyjrzała się mojej różowej piżamie w czerwone pasy.

- Gdzie on jest?- pytałam coraz bardziej zdenerwowana.

- Jesteś kimś z rodziny?- spytała recepcjonistka, pochylając się nad komputerem i wystukując coś w klawiaturze. Zignorowałam ją, bo właśnie dostrzegłam matkę Aleksa, która szła do mnie, przez prawie pusty korytarz. Miała opuchniętą od płaczu twarz, zabandażowane dłonie i kilka nacięć na policzkach.

- Gdzie on jest?- wydyszałam, i już rzuciłam się do biegu, ledwie dosłyszałam wyszeptany przez panią Stone numer sali.

- Sto czternaście.- popędziłem na pierwsze piętro szpitala. Schody pokonywałam po dwa stopnie. Sala była zamknięta, ale oszklona, dzięki czemu mogłam zobaczyć, co znajduje się w środku. Przylgnęłam do szyby. Wewnątrz znajdował się Alex, białe łóżko i cała ściana aparatury. Leżał nieruchomo, a całe ciało miał pokryte licznymi rurkami, które różniły się od siebie tylko wielkością. Twarz miał pokrytą licznymi rozcięciami, podobnymi do tych, które miała pani Stone, ale on miał ich zdecydowanie więcej. Podpuchnięte oczy, zmęczona twarz tak mniej więcej prezentował się teraz Alex. Był też niesamowicie blady, nawet kiedy coś przeskrobał (czyli dosyć często) , a jego mama szła na spotkanie z wychowawcą nigdy nie widziałam by, była aż tak trupia. Wiedziałam, że to co widzę, to pewnie nawet nie połowa obrażeń, jakich doznał. Mimo to wydawał się niesamowicie spokojny. Nie rozpoznawałam w nim chłopaka, który pomagał mi wspinać się na drzewo, który w upalne dni gonił za mną z wężem, z, którego lała się lodowata woda. Nie widziałam w nim chłopaka, którego znałam od dziewięciu lat i z którym od tamtego czasu byłam nie rozłączna. Przyłożyłam rękę do szyby, tak jak to często robią w filmach. Na co liczyłam? Może na to, że Alex nagle w cudowny sposób otworzy oczy i nastąpi wspaniały „happy end”? Ale w życiu nie ma czegoś takiego jak happy end. Zapamiętajcie to sobie.

Często spotykamy się ze stwierdzeniem, że w obliczu śmierci przelatuje nam przed oczami całe życie. Szkoda, że nikt nigdy nie wspomni o tym, że podobnie dzieje się z bliskimi tych osób. Przynajmniej ze mną tak było. Nagle wszystkie wspólnie spędzone z Alexem chwile stanęły w mojej wyobraźni jak żywe. Przypomniałam sobie moje pierwsze spotkanie z nim. Mimo, że mieszkaliśmy naprzeciwko siebie, nigdy nie rozmawialiśmy. Był to wyjątkowy dzień. Liczyłam, że poznam wiele koleżanek i kolegów. Tak naprawdę poznałam tylko jego. Wtedy może mi to przeszkadzało, ale teraz właściwie się z tego cieszyłam. Pierwszy dzień szkoły. Miałam wtedy siedem lat. Moje włosy, były starannie związane w dwa warkoczyki opadające mi na ramiona. Koszula była idealnie wyprasowana i pasowała do granatowej spódniczki. Po apelu, udałam się prosto do klasy. Panował w niej ogromny gwar, wszyscy się sobie przedstawiali i rozmawiali żywo. Speszona zajęłam miejsce w ostatniej ławce środkowego rzędu. Siedziałam prosto na krześle i przypatrywałam się rozmawiającym dzieciom. W pewnym momencie podszedł do mnie zdyszany chłopak i bez pytania usiadł obok mnie. Jego blond włosy, wyglądały jakby nigdy nie zaznały grzebienia, koszula była wygnieciona i cała ubrudzona od trawy. Na dodatek jego poliki, były bardzo rozpalone. Przypomniałam sobie naszą pierwszą rozmowę:

„ – Przepraszam, ale nie zapytałeś się czy możesz tu usiąść.- powiedziałam i spojrzałam w jego kierunku.

- Masz zamiar teraz roztrząsać to co już zrobiłem?- odpowiedział gburowatym tonem. Zupełnie nie podobnym do siedmiolatka.

- Nie sądzisz, że powinieneś zapytać, czy chcę z tobą siedzieć?- nie wiem, czy próbowałam go w tedy uczyć dobrych manier, ale teraz z pewnością nie użyłabym takich słów.

- Jeśli chcesz możesz się przesiąść- zaproponował obojętnym tonem, a ja spojrzałam na niego oburzona.

-Byłam tu pierwsza.- powiedziałam i już wiedziałam, że za żadne skarby się nie przesiądę.

- Mi odpowiada twoje towarzystwo. Jestem Alex.- po raz pierwszy od pojawienia się w klasie uśmiechnął się lekko i podał mi rękę. Uścisnęłam ją niepewnie.

- Brene, ale wszyscy mówią na mnie Bri.- grzecznie się przedstawiłam i również posłałam mu uśmiech ( a raczej coś co można nazwać „uśmiechem” u szczerbatej siedmiolatki).

- Dziwne imię.- powiedział i przekrzywił głowę. Ten zwyczaj został mu do dzisiaj.

-Taa, dzięki.- odburknęłam.

- Ale pasuje do ciebie.- odparł od razu.

- Sugerujesz, że jestem dziwna?- spytałam lekko oburzona. Co on sobie wyobrażał?

- Usiadłaś sama w ostatniej ławce podczas, gdy inni biją się o miejsca z przodu.-powiedział, jakbym tego nie wiedziała.

- Ty też usiadłeś z tyłu.- coraz bardziej działał mi na nerwy.

- Lubię cię Bri.-
Uniosłam pytająco brwi.

- Dlaczego?- spytałam.

-Bo jesteś tak samo dziwna jak ja”- mimo, że tamta rozmowa, nie należała do najbardziej udanych zapoczątkowała naszą wieloletnią przyjaźń.”

Całą noc spędziłam na plastikowym krześle przed salą Alexa z moimi i jego rodzicami. Moje plecy niemalże błagały o litość. Czas wydawał się nagle płynąć w irytująco wolnym tempie. Lekarze cały czas udzielali nam wymijających odpowiedzi. Pan Stone miał złamaną rękę i jak jego żona, liczne otarcia, ale nie ucierpiał zbytnio. Dlaczego, więc to wszystko spotkało właśnie Alexa? Mojego Alexa? Oczekiwania ciągnęły się w nieskończoność. Stukałam palcami w oparcie krzesła, ale mama Alexa posłała mi zirytowane spojrzenie, więc powróciłam do wpatrywania się w sufit. Na zmianę z moją mamą wstawałam i siadałam, pocierając dłonią skronie. Mama Alexa siedziała wyprostowana na krześle z martwym spojrzeniem. Mój tata co chwilę chodził po kawę i kanapki, których nikt nawet nie tknął.

Wiedziałam jak moi rodzice kochali Alexa. Traktowali go jak syna, kiedy jego rodzice wyjeżdżali Alex bez żadnego problemu nocował u nas w moim łóżku. Leżeliśmy wtedy wpatrzeni w sufit rysując sobie nawzajem opuszkami palców po rękach i odgadując kształty.

Rozmyślanie przerwało mi wejście lekarza. Powiedział, że odzyskał przytomność i można go odwiedzić. Pierwsi na salę weszli jego rodzice, następna miałam być ja. Ręce pociły mi się ze zdenerwowania. Wiedziałam, że jego rodzice chcę nacieszyć się synem, ale czułam się jak na torturach. Chodziłam w tę i we w tę po korytarzu. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Po tym jak się wybudził przewieźli go na inną salę, więc nie mogłam nawet spoglądać na niego zza szyby. Czekałam już ponad godzinę. W końcu państwo Stone wyszli z pokoju i kiwnęli mi głowami. Mieli wyraźnie zadowolone miny i nawet lekko się uśmiechali. Ręce pani Stone nie trzęsły sią już tak jak godzinę temu.

Weszłam pośpiesznie do pokoju. Gdy zobaczyłam Alexa z bliska, nie mogłam już dłużej powstrzymać łez. Stałam przed nim i płakałam, ba łkałam na głos. To co robiłam, było skrajnie głupie. Powinnam go była pocieszać, a nie wymagać, by on to robił. Delikatnie przywołał mnie ręką. Objęłam go, uważając na liczne przewody, do których był podłączony. Głaskał mnie ręką po plecach i cicho uspokajał. Robił tak zawsze, kiedy płakałam. Nigdy najpierw nie pytał o powód. Czasami nawet w ogóle nie pytał. Twierdził, że to bez znaczenia. Czułam, że był słaby, ale nie dał nic po sobie poznać. Właśnie taki był.

- Cześć.- wyszeptałam. Usiadłam na stołku obok łóżka i złapałam go za rękę. Przyłożyłam ją do ust, a następnie przytuliłam ją do swojego ciepłego policzka.

- Cześć, wiesz co? Muszę ci coś powiedzieć.- mówił słabo z lekką chrypką. Spojrzałam na niego z niepokojem. Co się u licha stało?

- Obsmarałaś mi piżamę.- powiedział i lekko się uśmiechnął. Myślałam, że zaraz pacnę go w tą głupią łepetynę. To ja, umierałam ze strachu o nie go, a on stroił sobie żarty? Mogłam się tego po nim spodziewać.

- Jesteś stuknięty- powiedziałam i zaczęłam gładzić go po ręce. Uważając przy tym, aby nie uszkodzić welflonu.

- Ile tu na mnie czekasz? – spytał i spojrzał na mnie.

- Szesnaście godzin.- odparłam machinalnie, gdyż odkąd tu przyjechałam odliczałam nie tylko godziny, ale i minuty, a nawet sekundy.

- Widać. Wyglądasz jak upiór.- parsknęłam śmiechem. Ot i cały Alex, nie potrafi się zachowywać poważnie. Przecież to właśnie ten chłopak rzucał najlepszymi kawałami na pogrzebie mojego dziadka.

- Przestaniesz żartować? Martwiłam się o ciebie, kiedy zadzwoniła twoja mama myślałam już, że cię straciłam. Byłam tu najszybciej jak się dało. Przysięgam, że jeśli jeszcze raz wywiniesz mi taki numer, własnoręcznie cię uduszę.- powiedziałam, a łzy znów pociekły mi po policzkach. Przygarnął mnie znowu do siebie i gładził po włosach.

- Hej, nigdy mnie nie stracisz, jasne? A tak w ogóle to nie żartowałem. Zrób coś ze sobą, bo zaraz pielęgniarki zaczną uciekać na twój widok.- najwyraźniej coraz bardziej się rozkręcał. Cieszyło mnie to, tylko utwierdzałam się w przekonaniu, że wszystko z nim w porządku.

- Nie cierpię cię.- powiedziałam, a głowę cały czas miałam opartą na jego piersi.

- Poważnie czekasz tu na mnie od szesnastu godzin? Jestem wart leżenia przez tyle godzin na twardym, plastikowym krześle?- spytał cały czas się uśmiechając.

- Nie wiem, jeszcze tego nie przekalkulowałam.- odpowiedziałam i się uśmiechnęłam. Właściwie to cały czas się uśmiechałam. Właśnie tak zawsze na mnie działał. Nie potrafiłam być przy nim smutna.

- Nie, a poważnie, Alex. Jesteś wart o wiele więcej.- powiedziałam i spojrzałam na niego. Jego błękitne oczy odzyskały już swój blask. Oczywiście nie potraktował tego poważnie.

- To co szesnaście i jedną minutę?- spytał. Udałam zamyśloną.

- Tak, coś koło tego. – uśmiechnęłam się. Znów się do niego przytuliłam.

- Kocham cię, Bri.-jego wyznanie zwaliło mnie z nóg. Czekałam na nie dziewięć lat. Nadal jednak nie rozumiałam tego słowa. Jak dziewczynę, siostrę? Nieważne, ja też go kochałam. To bez znaczenia w jaki sposób.

- Też cię kocham, Alex. Nawet nie wiesz jak bardzo.- Leżałam wtulona w jego ramionach. Nie miałam zamiaru przesunąć się chociażby o milimetr, było idealnie.

- Chyba mogę to sobie wyobrazić.- powiedział, a ja zmierzwiłam mu włosy. Leżeliśmy tak przytuleni do siebie, nawet kiedy pielęgniarka weszła, aby pobrać mu krew. Po jakiejś godzinie usłyszałam jego ciche pochrapywanie. Również zasnęłam.

Zbudziło mnie głośne i bardzo intensywne pikanie aparatury. Alex ledwo łapał oddech. Nie zdążyłam nawet spytać co się stało. Do pokoju weszła asysta lekarzy i pielęgniarek, a ja wylądowałam za drzwiami. Płakałam tak jak jeszcze nigdy. Alex musiał być natychmiast operowany. Mówili coś o krwotoku wewnętrznym. Przewozili go właśnie na salę operacyjną. Już się nie dusił. Szłam obok łóżka trzymając go za rękę.

- Nie martw się, Bri.- powiedział ze smutkiem w oczach. To niesamowite, że nawet w takiej sytuacji martwił się o mnie równie mocno jak ja o niego.

-Kocham cię Alex. Wszystko będzie dobrze. Widzimy się za kilka godzin.- powiedziałam płacząc z rozpaczy. Nie znosiłam uczucia bezsilności, a teraz byłam bezsilna. Nic nie mogłam zrobić.

- Kocham cię, Bri.- powiedział. Ostatni raz pogładziłam jego rękę i spojrzałam w oczy koloru nieba. Nikt nie miał równie pięknych oczu. Nawet nie brałam pod uwagę tego, że mogę widzieć je po raz ostatni. Puściłam drżącą dłoń i pozwoliłam jego rodzicom odprowadzić go pod salę. Mama zacisnęła dłonie na moich ramionach. Szlochałam chyba najgłośniej w życiu. Wtuliłam się w nią. Znów musiałam czekać. Minęły cztery godziny. Cztery godziny spoglądania na zegarek, płaczu i niepewności. Z sali wyszedł lekarz. Wszyscy zerwali się na równe nogi. Stanęłam tak blisko niego, jak tylko mogłam. Na jego zmęczonej twarzy malował się smutek. Nie to nie może być prawda! Pokręcił tylko głową.

- Bardzo mi przykro. Nie mogliśmy nic zrobić.

 

Autor: Uczennica gimnazjum

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Nie łatwo

nie łatwo jest reagować na ludzki płacz
łatwiej jest płakać kiedy nikt nie widzi

nie łatwo doświadczać ludzkiego krzyku
łatwiej samemu krzyczeć kiedy nikt nie słyszy

nie łatwo jest kochać ludzi
trudny trud

łatwiej nie być kochanym

Autor: Dreamer

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna

znam definicję poety
nawet błądząc w marzeniach
nawet szukając dobra i zła
nawet odchodząc w smutku
wymieniając spojrzenia
cofając się w czasie
nie naśladuje go nikt
kto nim się nazywa
łączy ich miłość
tęsknota za idealnym tobą
wielokrotne zagubienie
smutek gdy przychodzi wspominać o przeszłości
zwykli ludzie
którzy poprzez wiersze próbują prowadzić dialog ze
światem
oraz tymi, których marzenia kończą się wraz z brakiem
pomysłu na nazwanie otaczających ich realiów

Autor: Dreamer

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna

Nic jest wszystkim
dla mnie kromka chleba jest wszystkim
dla ciebie kromka chleba jest niczym
mamy wszystko
czy doceniasz nic?
a może po prostu każdy z nas myśli inaczej?
liczą się dla nas inne wartości
ciekawym zabiegiem byłaby zamiana od tak
czy nadal byś niczego nie doceniał?
czy nadal byśmy myśleli inaczej?

Autor: Dreamer

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna

Garść aforyzmów 

Przyjaciel to jedna osoba o dwóch duszach.

Bez smutku nie można zaznać smaku radości.

Człowiek mający dwa oblicza w rzeczywistości ma jedno - fałszywe. 

 

Autor: Kolorowa osoba 

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna

***

biegniemy przed siebie

dążymy do celu

szukamy szczęścia

jak robiło to już wielu


na skrzydłach radości

niosą nas marzenia

otulają ciepłem

z dzieciństwa wspomnienia...


                                                  Autor: Tajemnicza

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

***

jestem choć nikt z was już we mnie nie wierzy

płaczę przyjmując kolejne grzechów gwoździe

czuwam choć nic to już dla was nie znaczy.

to ja - wasz Bóg Ojciec - z dalekiej dalekiej przeszłości

 

to ja stworzyłem waszych ojców i matki

to ja przywiodłem was tu gdzie jesteście

to ja stworzyłem gwiazdy kwiatki marzenia i sny

to wy na to wszystko nie zasłużyliście

 

to ja kazałem wam szanować życie ludzkie

to wy w imieniu mym zabijaliście

to ja kazałem wam żyć w ubóstwie

to wy w imieniu mym okradaliście

 

to wy jesteście źródłem waszego złego

to wy jesteście ukochanymi dziećmi moimi

to wy czerpaliście z drzewa zakazanego

to wy - nie ja - waszego końca winnymi.

 

                                     Autor: Wiktor Rojecki

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna

„Dzień z życia koniarzy"

Pewnego dnia pojechałam do siostry. Było późne popołudnie, gdy nagle ze stajni dobiegł dziwny hałas. Pobiegłam sprawdzić, co się stało. Gdy tam weszłam, wszystko wydawało się w porządku. Nagle usłyszałam czyjś głos. Rozejrzałam się, ale nikogo nie było. Ten sam odgłos znów się odezwał. Nadal nie wiedziałam do kogo należy. W tej chwili dziwny dźwięk powrócił i już wiedziałam, że to Chaber – mój ulubiony koń. Złapał mnie za rękaw bluzy i zaczął mocno ciągnąć. Najpierw nie wiedziałam o co mu chodzi. Zdziwiłam się. Wtem, zza rogu stajni, wyskoczył dziwnie ubrany mężczyzna. Niestety nie widziałam jego twarzy, bo miał kominiarkę. Wypuścił dwa ulubione konie mojej siostry: Gonzę i Dianę! Potem uciekł. Wybiegłam ze stajni, ale ani koni, ani jego już nie było. Pobiegłam szybko do domu i wyjaśniłam wszystko siostrze. Zdenerwowałam się. Szybko poszłyśmy po siodła, by wyruszyć na poszukiwanie. Gdy konie były gotowe, pojechałam w stronę zatoki, a Monika w stronę miasta. Gdy straciłam siostrę z pola widzenia, wszystko się skomplikowało. Mój koń Chaber zachowywał się bardzo dziwnie. Zaczął galopować, nie mogłam go uspokoić. Musiałam po prostu mocno się trzymać. Po dziesięciu minutach staliśmy przed starym magazynem. Chciałam zawrócić, ale mój rumak mi na to nie pozwolił. Weszłam do środka. Zobaczyłam tam Gonzę i Dianę. Wokoło nikogo nie było. Podeszłam więc do klaczy i uwolniłam je. Wspólnie we czwórkę wróciliśmy do domu. Monika już tam była. Straciła całą nadzieję na odnalezienie koni. Lecz gdy usłyszała charakterystyczne rżenie dobiegające od bramy, wybiegła ma dwór. Zobaczyła swoje cudowne klaczki. Bardzo się cieszyła. Wraz z Moniką odprowadziłam konie do stajni, a potem poszłyśmy na kolację. Tak skończyła się ta tajemnicza historia...

Autor: Chaberowelove

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna

***

Do marzeń nie ma drogi na skróty, lecz nie ma marzeń, do których nie byłoby drogi.

Autor: Wiktor Rojecki

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna

***

bo kiedy jesteś

coś we mnie się zapala

i znowu gaśnie

Autor: VXW

Szkoła Podstawowa nr 10
im. Marii Konopnickiej

ul. Karpacka 3, 62-800 Kalisz
tel.: 62 501 17 27
fax: 62 501 17 61
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

GOOGLE MAP

b literackib literackib literackib literackib literackib literacki

pamietamy pr3zaufanie
grupa wsparcia razem
pogromcy konfliktowmodul prawy caritaspcknasz filmfestiwal film

 

informacje prezent podst

pytania do dzieci

pytania do dzieci

prawo jaszka

prawo szkola demo

prawo europa

filmy plastyka

prawo wzor rozwoj

samorzad-uczniowski-white

ok-white

AIESEC New Logo mm

poczytajmy mm

Uniwersytet Kaliski

czytam sobie log

uni ekon dzieciecy

maly mistrz m

lepsza szkola top

maly medyk top

kolorowy uniwersytet top

Akademia młodego ekonomisty

Początek strony

tlo new www 2015 j3